Bo wyglądają staro. Bo są brudne. Bo niewygodne. Bo minęła moda. Bo się zużyły. Bo już nie są atrakcyjne. Jeszcze w XX wieku na każdej ulicy dużego czy małego miasta był szewc. Dziś to usługa ekskluzywna i rzadka. Aby wyprodukować jedną parę butów potrzeba, w zależności od metody, albo bardzo dużo energii, albo bardzo dużo pracy rąk ludzkich. Potrzeba wielu tysięcy litrów wody. I potrzeba surowców: skóry naturalnej (najczęściej bydlęcej) albo sztucznej – poliuretanowej materii z ropy naftowej, albo też materiałów tekstylnych, na przykład bawełny produkowanej na monokulturowych plantacjach. Potrzeba też poliestrowych mocnych nici, klejów opartych o rozpuszczalniki ropopochodne, potrzeba gumy lub innych polimerów na podeszwę. Ponadto metalowych okuć, tekturowych i termoutwardzalnych elementów wzmacniających, farb. Przeciętny Europejczyk zużywa siedem(!) par obuwia rocznie. I to wszystko jest co roku wyrzucane jako odpady zmieszane. Nie do recyklingu. W całości. Zalega tysiącami ton zwracając ziemi to, co z niej pobrano. Zwracając w formie toksycznych elementów rozpadu.